Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

Zielona szkoła

Utworzono dnia 19.06.2016

Drodzy szczunowie* i zacne mele*!

Przygód za nami naprawdę wiele.

Nadstawcie teraz swoje klapioki*,

by wspomnieć zielonej szkoły uroki.

 

Dzionka pierwszego, po długiej podróży,

(gdyż czas do celu się bardzo dłuży)

w zajeździe biskupińskim wylądowaliśmy,

gdzie dzielnie 5 dni i nocy koczowaliśmy.

 

Dzionka drugiego w parku archeologicznym żeśmy wylądowali

 i w glinie się trochę popaćkali.

Na własne ślipia* żeśmy widzieli,

jak nasi przodkowie niełatwo mieli

– z dzika skóra, zboża fura i nędzna do spania komóra.

Potem rejs statkiem – ach miło było!

I nawet trochę nas pokropiło.

Jakby tych przygód było mało

 jeszcze Wenecji nam się zachciało.

Kolejką wąskotorową cięliśmy tam bardzo zdrowo.

Normalnie z dwadzieścia na godzinę!

I przez chwilę każdy miał zadowoloną minę.

Odwiedziliśmy ruiny zamku diabła weneckiego,

bo inaczej nie można nazwać tego, co zostało z niego.

Niepocieszone mieliśmy miny,

bo zerkając na diabła też dostrzegliśmy jego ruiny.

By mądrą wiedzą zapełnić głowę

nawiedziliśmy tuż obok Muzeum Kolei Wąskotorowej.

A jakby tego było mało

jeszcze strzelanie z łuku zostało.

Niektórych zakuto nawet w dyby,

szkoda, że tylko na niby.

 

W środę wstaliśmy niemal o świcie.

Niektórzy prawie przypłacili to życiem,

bo to nieludzkie budzić tak z rana,

gdy nocka prawie nieprzespana.

Do Torunia nas powiózł pan kierowca galopem,

bo czasem bywa on wyrywnym chłopem.

Tam już czekał na nas zielony ludek,

 ni to Marsjanin, ni krasnoludek.

Przeprowadził nas legend toruńskich szlakiem,

czasami prosto, czasem zygzakiem.

I opowiadał żywiołowo,

mocno przytakując przy tym głową.

Kot, żaby, pies Filutek i osioł to zwierzęta,

które na szlaku żeśmy spotkali.

A może jeszcze kota byśmy pogłaskali?

Niestety, bo kot ze strachu

 skrył się na wysokim dachu.

Potem Planetarium – naprawdę extra sprawa!

Dla niektórych aż przez 5 minut trwała dobra zabawa!

Później pokazali wielkomiejską kulturę

i utworzyli pod ścianą muzeum szpaler obsługujących komórę.

Za rogiem bunkier Wisła już czekał,

 a klon zielonego ludka witał nas z daleka.

Padnij! Powstań! – to rzecz prosta.

I choć z dziarską miną wyszli chłopcy i dziewczynki,

to wszyscy doznali troszkę adrenalinki.

Później na rynku czas swawoli,

bo każdy lubi pohasać do woli.

Zrobiliśmy też zdjęcie przy Koperniku

i wsunęliśmy po pierniku,

a dla ścisłości nawet po dwa,

także z okazji Dziecka Dnia.

Tak miło nam dzionek upłynął,

choć niektórzy skwitowali go znudzoną miną.

 

W czwartek prawdziwy szał!

Och! Ach! Extra! Wow!

Miasteczko Silverado

okazało się na marudy dobrą radą.

Kowboje, konie, wybuchy tańczące dziewczyny…

i już wszyscy mieli wesołe miny.

Byliśmy świadkami na bank napadu.

Ależ oni dali wówczas czadu!

Znaleźliśmy też 7 sztabek złota

i okazała się to dla nas łatwa robota.

Silverado – fajna sprawa

i bardzo udana zabawa.

A już w ośrodku na szkle malowanie,

 później bułeczek wypiekanie i masełka ubijanie,

 a wieczorem wypieków konsumowanie.

Dzień pełen emocji,

 na nudę nie było opcji!

 

 

 

Piątek? Aż wspomnieć miło

 – towarzystwo też się dobrze bawiło.

W Rogalowym Muzeum Poznania

 przystąpiliśmy do rogali wyrabiania.

Towarzyszyło temu sporo śmiechu i radości,

bo pokaz rogalowej sztuki prowadziło dwóch fajnych gości.

Mele i szczunowie dobrze się bawili

 i cztery rogale wspólnie uklecili.

Tuż przed godziną 12:00

wyszliśmy przed Ratusz na Stare Miasto.

Trykające się koziołki żeśmy oglądali,

(na naszej zielonej szkole chłopcy też się tak trykali).

Po koziołkach czas swawolny,

 gdyż każdy na godzinę został puszczony wolny.

Później znów dwuszereg, zbiórka, odliczanie

i do autobusu odmaszerowanie.

I wreszcie to, na co wszyscy czekali-

-na Termy maltańskie żeśmy zajechali.

Basen, ze mucha nie siada.

Nie to, co na obiadach.

Woda, zjeżdżalnie i inne atrakcje

 sprawiły, że poczuliśmy już nosem wakacje.

Ostatni obiadek, ostatnie zebranie

i wytrząsające się, jak co wieczór panie.

Choć nie uwierzycie wcale nie czarownice, a dobre wróżki.

Spełniłyby wszystkie życzenia, ale w domach zostawiły swe magiczne różdżki.

 

Po tych licznych przygodach stwierdzamy, że zielona szkoła była udana.

A oto przepis:

- napięty grafik od samego rana,

- pogoda przez panią Gosię Zaczek zamówiona i wymodlona,

-grupa przez panią kierownik Beatę Ciepluch świetnie prowadzona,

- pan kierowca wiozący nas zawsze do celu, nawet mimo przeszkód wielu,

- marudzenie pań: Gosi, Beaty i Zuzi – bo po to się marudzi,

By młodzież wyprowadzić na dobrych ludzi.

A to wszystko okraszone szczyptą fochów, gorzkich łez,

bo czasem się lały też (lepiej one niźli deszcz).

Suma summarum nieźle było

i jak wszystko, co fajne szybko się skończyło.

 

*szczunowie-chłopcy

*mele-dziewczęta

*klapioki-uszy

*ślipia-oczy

Zielona szkoła

Utworzono dnia 19.06.2016, 15:24

Kalendarium

Lista wydarzeń w miesiącu Marzec 2024 Brak wydarzeń w tym miesiącu.

Imieniny

Licznik odwiedzin:

W tym tygodniu: 277

W poprzednim tygodniu: 541

W tym miesiącu: 1877

W poprzednim miesiącu: 1748

Wszystkich: 196899

SPRAWDŹ POGODĘ - STARACHOWICE - SP13